
- Szczegóły
- Autor: A.L. Cream
- Odsłon: 245
Patrz, komu ufasz
Stanęłam na rogu ulicy, możliwie najdalej od samotnej latarni, rzucającej słabe światło na chodnik. Przenikliwy wiatr kąsał mnie w twarz. Wbiłam wzrok w asfalt, pozwalając, żeby brudne włosy opadły mi na policzki. Nie myłam ich od jakichś sześciu dni, od czasu, gdy odcięto bieżącą wodę w całym Srebrze. Reszty ciała też zresztą nie myłam i oblepiała mnie tygodniowa warstwa potu i kurzu. Ale nikogo to już nie obchodziło. Nawet mnie.
Wcisnęłam ręce do kieszeni kurtki. Pod palcami lewej dłoni poczułam postrzępiony materiał i... pustkę. Wywróciłam podszewkę na drugą stronę. Ręce mi się trzęsły. Głośno przełknęłam ślinę.
Nie mogłam go zgubić. To niemożliwe.
Krew szumiała mi w uszach. Szarpałam pozostałe kieszenie, aż dotarłam do ostatniej. Wstrzymałam oddech. Była pusta. Poczułam jak coś dławi mnie w gardle. Świat zawirował. Kucnęłam, chowając twarz w dłoniach. Kilka łez pociekło mi po policzkach, ale otarłam je rękawem. Zacisnęłam pięści.
Przecież pierścionek nie mógł zniknąć. Musi gdzieś tu być.
Odetchnęłam głęboko. Rozejrzałam się. Było prawie zupełnie ciemno, ledwo widziałam kontury budynków. Przetarłam oczy. Nic się nie zmieniło. Spojrzałam na, stojącą parę metrów dalej, latarnię. Była zgaszona. Zadrżałam.
Nagle powietrze rozdarł dźwięk uruchamiania piły mechanicznej. Lodowate szpony zacisnęły się na moim żołądku. Cofnęłam się. Zachwiałam się, z trudem łapiąc równowagę. Serce waliło mi o żebra. Sięgnęłam za pasek po broń, której tam nie było. Dźwięk zabrzmiał ponownie.